Zima

nawlekam słowa
na nitki przeżyć
myśląc o mędrcach i męskości
o powiązaniu rzeczy
z kobiecą duszą
o naturze Tego który Jest Prawdą
i wszelkich emocjach poznania

śpiewam przy dźwiękach
drgających sopli
o słabościach wędrowców
brnących przez śniegi rojeń
od ciała do ciała
o kształtach namiętności
zgubionej w nawale
spraw wpisanych w sieć zmarszczek
w twarz zniszczoną porażką

zima

w lustrze wody perspektywa dali
bez woli bez roli
sumuje słowa
w splocie włókien
na kształt fali
i nie wiem czy stać mam
naga jak plomień
który zamarzł i wypadł blado
na tle myśli zmąconych
obiektem miłości
czy przerwać sen i odejść
bez skargi bez echa

zanosi się przecież
na wiosnę