Przyszłość wyciekła z habitusu ziemi z czarnych dziur szafy z zakamarków łóżka alkowy zaświatów z poduszki wypalonej petem pod koldrą eskapizmu nie do pary z czasem tworzy dziką przystań
Co noc Śni mi się że jestem mówię a wszyscy w przestrzeni mego snu milczą chcę coś zrobić gesty zatrzymane mokrą ręką wpól słowa są przedłużeniem chwili błękit zmaga się z odchłanią bezpańskich słów zaklęcia brzmią proroczo tną emocje na male kawałki złości śpię dalej zwinięta w kłębek lęku coraz bliżej gaszonego słońca i kropli deszczu