Przyszłość

wyciekła z habitusu ziemi
z czarnych dziur szafy
z zakamarków łóżka
alkowy zaświatów
z poduszki wypalonej petem
pod koldrą eskapizmu
nie do pary z czasem
tworzy dziką przystań

Co noc

Śni mi się że jestem
mówię
a wszyscy w przestrzeni mego snu
milczą
chcę coś zrobić
gesty zatrzymane mokrą ręką
wpól słowa
są przedłużeniem chwili
błękit zmaga się z odchłanią
bezpańskich słów
zaklęcia brzmią proroczo
tną emocje na male kawałki złości
śpię dalej
zwinięta w kłębek lęku
coraz bliżej gaszonego słońca
i kropli deszczu