Wieczór

W pewnej chwili spojrzała na mnie
szara zgaszona ściana
sufit rozpraszał komety świateł
wiersze i hologramy imion
stały się pułapką
skrajnych emocji
ktoś się odezwał
ulica dawała znaki życia
sekwencją wulgaryzmów
serce schodek po schodku
podchodziło do gardla
ubranie tańczyło na krześle
przestrzeń nabierała kształtów
na ścianie parzyście kopulowały słowa
pora obcowania
w przerwie pisania
podniosła się do potęgi