Jakby od niechcenia

wygnano mnie
sponiewierano
dobro śpiewało brzydotą
piękno zaprzeczało prawdzie
okradziono z miłości
rzeczy domy kolekcje
przestały być sztuką
miejsca przy stole
wypalono przed czasem
ciało stało się słowem
przełamanym myślą
archetyp ludzkości
wymykał się z namysłu
nie wyczerpano środków wyrazu
dla zabicia czasu
nadstawiano karku
dla świata pozorów
wciągał i mamił
łatał dziury wyobraźni
małe zwycięstwa
nie uwalnialy od bezdomności
filozofia upadku
uczyła pokory
zaraza ujarzmiała żądze
prawda statykę
eklektyczna miłość z apokalipsą
wisiały na włosku
walka o oddech była myślą przewodnią
na łóżkach straceń
linie papilarne
w porządku zgłoszeń
trafiały do archiwum
sponiewierano mnie
turpistycznym śladem
nienasycenia
mięsożerną żądzą grzechu
ludu spragnionego
panem et circenses
z monotonni wydobyto dramat
schylono plecy do modlitwy o credo
połajano potrzaskano
wyparto do bólu
bezwstydną grą
w kółko i krzyżyk