Bieg

ranek
zacisnął pętlę na przegubie
spiął krótkie ściegi w jedną linię

oddech wytapiał resztki śliny
w krtani płonęły
truskawki z pieprzem

puls
galopem krzyżował zmysły
armia robaczków wchodziła pod skórę

język
zbyt suchy by ocalić słowa
z powietrza wyławiał litery

w woskowej pościeli światło
ostrzyło pazurki

świat
zmalał do zbioru przeciwieństw

kosmos
do źrenicy